piątek, 7 października 2011

003.

Żółta bluzeczka z krótkim rękawem i jeansowe ogrodniczki, sięgające do kolan. Czarne trampki, które bardzo uwielbiała i malutka torebka na komórkę, błyszczyk, lusterko i paczkę chusteczek, które zawsze miała przy sobie. Była już gotowa, siedziała w autobusie, który miał ją dowieść na miejsce spotkania. Za 5 minut go zobaczy. Wyszła z autobusu, była prawie na miejscu. Idąc po schodach bała się coraz bardziej, następny stopień i następny, a jej serce biło szybciej i szybciej. Ostatni i już.
Zauważył ją, bał się również, ale nie chciał tego okazywać. Wiedział, że musi postępować jak najlepiej, bo nie chciał, aby ta znajomość się tak szybko zakończyła.
- Cześć Oliwia, widzę, że jesteś punktualna. - uśmiechnął się.
- Nie mogłabym się spóźnić. Co robimy? - spytała.
- Masz ochotę na spacer ulicami Paryża?
- Oczywiście, ale zostańmy tu chwilę. - poprosiła, stanęli koło siebie opierając się o barierki. Przed oczami mieli Paryż, w całej okazałości. On widział go nie raz, a ona po raz pierwszy, czekała na to tak długo, myślała i przypomniały jej się słowa babci. Może naprawdę pozna tu swoją miłość? Rozmyślenia przerwał on, złapał ją za rękę i uśmiechnął się.
- Chodźmy! - powiedział i zeszli po schodach. Prowadził ją po alejkach, mijali mnóstwo zakochanych par, wtulonych w siebie ludzi, młodych i starszych, ale zawsze tak samo uśmiechniętych.
- Ehh, popatrz na tych ludzi, czy to nie piękne? - spytała.
- To niesamowite, widać jak bardzo się kochają i nie robią niczego na pokaz, nie udają. Tylko prawdziwa miłość, chciałbym taką przeżyć..
- Ja też. Wiesz co powiedziała moja babcia?
- Hmm, co? Z doświadczenia wiem, że babcie zawsze mówią prawdę! - ona się zaczerwieniła, próbując ukryć to wielkim uśmiechem.
- Jak jeszcze byłam mała, 5 lat temu, powiedziała mi, że prawdziwą miłość poznam w Paryżu. Właśnie tu, prawdziwą miłość, na całe swoje życie. Powiedziała, że będzie trudno, cholernie trudno, ale sobie poradzę. Poradzę, bo będziemy się kochali. Każdy będzie nam tego zazdrościł, ale ja i on nie będziemy się tym przejmować. - mówiła z łezką w oku.
- Jakie to niesamowite. Myślę, że to co przepowiedziała Twoja babcia jest prawdą. Może nawet już poznałaś tą osobę? - zasugerował i spojrzał w jej oczy. Przytulił ją do siebie i nie puszczał przez jakieś 5 min. Spojrzeli sobie w oczy.
- Też myślę, że poznałam. Tak, poznałam.. - powiedziała patrząc w jego czekoladowe oczy, które spodobały się jej od początku. Ich twarze zbliżyły się, uśmiechali się do siebie, a on złożył całusa na jej ustach. Zrobił to tak delikatnie, uśmiechnęli się do siebie, złapał ją w pasie i udali się dalej alejkami tego pięknego miasta.
Po spacerze udali się do restauracji.
- Poproszę ciasto czekoladowe.
- Dwa razy, proszę. - odparł Justin do kelnera ciągle wpatrując się w swoją towarzyszkę.
- Oliwia, muszę Ci coś powiedzieć. Jutro wyjeżdżam..
- Dlaczego?! - spytała, a po jej oczach było widać, że jest zdenerwowana.
- Muszę lecieć do Atlanty. Musisz wiedzieć, że bardzo chciałbym tu zostać i spędzić czas z Tobą, ale nie mogę, mam obowiązki. Nie chcę kończyć tej znajomości. Mam nadzieję, że Ty również.. - spytał z iskierką w oczach.
- Justin, nigdy nie zakończymy tej znajomości. Jesteś takie niesamowity, inny, w dobrym tego słowa znaczeniu. Idealny..
- Nie jestem idealny, po prostu nie zdążyłaś poznać jeszcze moich wad, ale i na to jeszcze przyjdzie czas, gdy dasz mi szansę. - uśmiechnął się chcąc ją zachęcić.
- Mamy swoje numery telefonów, jest Skype, internet. Poza tym mieszkamy w tym samym mieście, co nam może przeszkodzić?
- Dziękuję, jesteś niesamowita. - powiedział, a w tym momencie przyszedł kelner z ich zamówieniem.

Szli alejkami parku. Drzewa, jezioro i łabędzie. Niesamowity widok. Ona - wpatrzona w otaczający krajobraz, on - wpatrzony w nią, całym sobą doceniał osobę, którą miał przy sobie.
- Jesteś niesamowita. Zastanawiałaś się kiedyś czy można ..
- Dlaczego przerwałeś, co można? - usiedli na ławce przy jeziorze.
- Czy można poczuć coś do osoby, którą zna się zaledwie dwa dni?
- Chodzi Ci o miłość od pierwszego wejrzenia?
- Tak.

____________________________________________________________
nie dodawałam nic, ani na tego bloga, ani na tamtego. przepraszam..

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

002.

- Dziękuję, muszę już iść. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - powiedział, pomachał jej na pożegnanie i odszedł, a ona stała wpatrzona w widoki, które przed sobą miała. Przez głowę przechodziły jej miliony myśli. Ona była tu, w tym miejscu o jakim zawsze marzyła i jeszcze poznała chłopaka, za którym szaleją miliony dziewcząt na całym świecie. Czyżby los się do niej uśmiechnął?

- Wróciłam! - krzyknęła Oliwia wchodząc do domu swojej ciotki chrzestnej. Tyle razy dostawała zaproszenie, aby tu przyjechać, a nigdy go nie wykorzystała. Mama nie chciała się zgodzić z nieznanej dla Oliwii przyczyny, ale teraz zmieniła zdanie. Co mogło się stać? - chodziło po głowie Oliwii. Dziewczyna była artystką. Kochała fotografować i malować. Gdy coś zaczynała musiała skończyć. Uwielbiała to co robiła. Ojciec ją wspierał, a matka wolała, aby zajmowała się książkami i nauką. Bała się wyrazić swoje zdanie, nie chciała sprzeciwiać się swojej rodzicielce, bo dobrze wiedziała co mogło się zdarzyć. Nie lubiła awantur, cholernie ich nie lubiła. Teraz wszystko umilkło, mama była miła dla Niej i dla ojca. Oliwia coś podejrzewała, podejrzewała, że dzieje się coś złego.
- Dobrze kochanie, idź spać. Ja jeszcze porozmawiam sobie z ciocią. - powiedziała z uśmiechem mama, a Oliwia udała się na górę. Wzięła swoją długą bluzkę, która służyła jej za piżamę, bieliznę, ręcznik i ulubione płyny do kąpieli i zamknęła się w łazience. Odkręciła gorącą wodę, nalała brzoskwiniowego płynu, a nad wanną rozchodził się aromatyczny zapach. Siedząc w wannie myślała o dzisiejszym dniu. Jak niesamowicie miło było spotkać tego chłopaka, wydawał się inny, znaczy inny niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać. Taki normalny. Nie był pewny siebie i bardzo dobrze się jej z nim rozmawiało. Po godzinnej kąpieli, odświeżona wyszła z wanny. Ubrała się i usiadła na swoim wygodnym łóżku. Miała tu swój pokój, ciocia nie miała dziecka, bardzo kochała Oliwię, więc traktowała ją jak swoją córkę. Zrobiła dla Niej nawet specjalny pokój w swoim domu.
Oliwia wyciągnęła laptopa i sprawdziła wszystkie portale i skrzynkę. Rozmawiała przez Skype ze swoją najlepszą przyjaciółką Jessicą, gdy zaczął dzwonić jej telefon.
- Halo?
- Cześć Oliwia, to ja Justin. Wiem, że jest późno, ale mam pytanie. Moglibyśmy się jutro spotkać, bo nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek przydarzy się taka okazja, bo nie powiedziałaś mi do kiedy tu zostajesz.
- Cześć. Skąd masz mój numer? Będę tu jeszcze tydzień, więc nie ma problemu. Możemy się jutro spotkać, o 15 tam gdzie dziś?
- No pamiętasz jak dziś chciałem zadzwonić? Tak naprawdę chciałem twój numer, a bałem się zapytać, no bo wiesz..
- Tak, tak wiem. To o 15?
- Oczywiście. Już Ci nie przeszkadzam. Cześć.
- Hej. - odłożyła słuchawkę, a na twarzy ciągle miała uśmiech. Była taka szczęśliwa, a jedyne pytanie, które ją nurtowało to to, czy to będzie randka?
- Oliwia, kto to dzwonił i dlaczego na Twojej twarzy widnieje taki wielki banan?
- Justin, Justin Bieber..
- CO? - krzyknęła Jessica nie mogąc uwierzyć w to co powiedziała jej przyjaciółka.
- No tak, jutro zadzwonię i wszystko Ci opowiem. A dziś muszę się wyspać, bo jak będę wyglądała jutro?
- Musisz wyglądać ekstra! Pamiętasz co mówiła Twoja babcia? Że w Paryżu znajdziesz swoją.. - nie dokończyła, bo przyjaciółka jej przerwała. - Jessica, no przestań! Moją miłością ma być Justin Bieber? Paaa głupku. - odpowiedziała Oliwia i wyłączyła komputer. Zsunęła się na łóżku, odkryła kołdrę, otworzyła okno, usiadła na parapecie i zaczęła myśleć o swoim życiu. Wiedziała, że coś jest nie tak..
Po ulicy szła para, trzymająca się za ręce. Słychać było ich głosy, przyciszone, ale było. Wyznawali sobie miłość, w taki piękny i niesamowity sposób. Tak bardzo chciała, żeby przyszedł czas na nią..
Siedziała i patrzyła na przechodniów, gdy usłyszała czyjś głos. Ktoś śpiewał, tak niesamowicie z pasją i z energią.
' was a player, when i was little
but i'm bigger, im bigger.
a heart breaker
when i was little
but i'm bigger, i'm bigger..'- śpiewał ktoś skacząc po chodniku. Zaczęła się śmiać sądząc, że 'śpiewak' nie usłyszy.
- Oliwia? - spytał.
- Justin to Ty? Hahaha nieładnie zakłócać ciszę, nie sądzisz?
- Oj, idź już spać, bo jutro nasza randka.
- A więc to jednak randka. Haha Cześć. - powiedziała i zamknęła okno, opadła na łóżko i zasnęła..

_____________________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJ ♥

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

001.

Choć dobrze wiedzieli, że tak się to skończy spróbowali. Zakochali się w sobie, pierwsza miłość, jedyna, mieli wtedy 18 lat, a zachowywali się jak stare, dobre małżeństwo. Nie mieli wiele, tak naprawdę tylko siebie. To im wystarczało, w zupełności.
- Przyrzekniesz mi, że kiedy odejdziesz i tak będziesz ze mną? Zawsze będziesz mnie kochał? - spytała trzymając w ręku jego dłoń. Po jej policzkach spływały łzy, nie łzy radości, łzy rozpaczy, smutku, cholernego żalu. Bo dlaczego Bóg robił to właśnie jej? Dlaczego?
- Kochanie, nie pytaj o takie rzeczy. Proszę, to takie głupie pytania, na które każdy zna odpowiedź. Kocham Cię, tak szalenie Cię kocham, tylko dla Ciebie żyję, ale kiedy już ostatecznie zabraknie mi siły i tak będę przy Tobie. Będę w Twoim sercu, w środku. Nie wiesz ile będzie kosztowało mnie to, że będę musiał Cię zostawić. Ale oboje dobrze wiemy, że taka jest kolej rzeczy. Jestem chory, wiedzieliśmy to od początku.. - nie dokończył,  przerwała mu. - ale spróbowaliśmy, pokochaliśmy się i wiedzieliśmy jak będzie. - złapał ją mocniej za rękę, usiadła na jego łóżku, tuż obok niego i wtuliła się w niego..
Chcecie poznać tę historię od początku do końca, chcecie dowiedzieć się jak się skończyło? Opuścił ją czy może poradził sobie z białaczką, z którą walczył od 4 lat? Pragniecie dowiedzieć się jak wygląda prawdziwa miłość, najprawdziwsza, taka miłość jaką przeżyli Oliwia i Justin? Opiszę wszystko, zupełnie wszystko, niech nie zdziwi was fakt, że znam najmniejsze szczegóły. Skąd? To sekret, o którym nikt nigdy nie powinien się dowiedzieć...

- Oh mamo! Jak ja Cię kocham! To Takie niesamowite, że mogę tu być, w Paryżu, to takie piękne i niesamowite miasto, wywołuje takie emocje, tak romantycznie, że na moim ciele czuję ciarki. Kocham Cię za to. - skierowała do matki Oliwia, wtedy 16 letnia dziewczyna. Spełniło się jej jedno z odwiecznych marzeń, zawsze chciała znaleźć się tu, we Francji. Gdy była jeszcze dzieckiem kazała sobie opowiadać jak to tam jest, jak wygląda życie we Francji, najbardziej ciekawił ją Paryż, powtarzała, że tam spotka swoją prawdziwą miłość, tak powiedziała jej babcia. Kochała ją, liczyła się z jej zdaniem, a najbardziej lubiła, gdy ta przepowiadała jej przyszłość.
- Córeczko, nie dziękuj. To Ci się należało, musisz odpocząć, bo potem będziesz miała bardzo dużo pracy, gdy wrócimy do Atlanty, wiesz o tym, prawda? - odpowiedziała mama. To było dziwne w tej kobiecie, zawsze rozmowa przenosiła się na temat pracy i szkoły. To było najważniejsze, Oliwia nie mogła już tego znieść.

Szła ulicami Paryża rozglądając się po ludziach, jakby szukała znajomej twarzy, której tutaj raczej nie znajdzie. Zapatrzona w wierzę Eiffla szła w jej kierunku. Chciała wyjść na górę i swoimi oczami zobaczyć jak tam naprawdę jest. Robiło się ciemno, było po 19, a lipcowa noc była bardzo ciepła. Powoli szła spoglądając na schody, którymi się poruszała. Była prawie na szczycie, wreszcie tu jest, już teraz, za chwilę będzie w miejscu, o którym marzyła od dziecka. Na jej twarzy każdy mógł zauważyć piękny uśmiech, szczęście, radość. Ostatnie schodki i będzie, będzie na szczycie!
- Auuuu! - krzyknęła Oliwia, leżąc na posadzce.
- Przepraszam nie chciałem. Zamyśliłem się, chyba nie masz mi tego za złe. - spytał chłopak w ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Podał jej rękę i pomógł wstać.
- Nie mam, jaki tu piękny widok. Po co Ci okulary nieznajomy, skoro już po 19. Słońca nie ma, tylko zachód, tak niesamowicie piękny. Czuję się jak w niebie.
- Żaden nieznajomy, Justin. Okulary muszę mieć, bo nie wiesz co by było gdybym ich nie miał. Jak się nazywasz?
- Jestem Oliwia. Wyczuwam amerykański akcent. Francuzem to Ty na pewno nie jesteś. - zaśmiała się, a on to odwzajemnił. Wziął ją na stronę i ściągnął okulary rozglądając się na boki czy przypadkiem nikt tego nie widzi. Zastanawiało ją po co to robi, ale gdy zobaczyła kim jest zrozumiała.
- Hmm, już rozumiem. Dziwne, że wcześniej się nie domyśliłam, wyglądasz ogólnie jak Justin Bieber, znaczy jak Ty.
- Skąd jesteś?
- Atlanta, a Ty?
- Również! Mógłbym pożyczyć Twój telefon? Muszę zadzwonić.
- Dobrze. - i podała mu telefon, on oddalił się choć wcale nie miał zamiaru nigdzie dzwonić...


_______________________________________________________________________________
na razie dodaję pierwszy rozdział, nie wiem jak będzie potem, bo jak wiecie prowadzę yourworldimy.blogspot.com i chcę się na Nim skupić. ;]